piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział III

Świetnie. Eric jest bez szans. Już wcześniej wiedziałam, że przegra, ale teraz jest to na 100 procent pewne. Co prawda nigdy nie widziałam jak Karl walczy, ale z pewnością nie jest beznadziejny. Nie wyglądał na takiego. A Eric? Pfff, może i coś tam umie, no w końcu czarodziej, ale sam sobie nie da rady, a Raymond nic wielkiego nie potrafi poza przywoływaniem chmurek na niebie. 
-Zemsta jet słodka- powiedziałam do Leslie
-Pamiętaj, że wierzę w twoje zwycięstwo- odpowiedziała Leslie
-Dzięki. Przyda się.
Nareszcie przerwa. Teraz lekcja walki. Zeszłam na dół, na salę. Była dość spora, a obok niej znajdowała się strzelnica. Parę osób już było na sali i ćwiczyło, choć wiedziałam, że później i tak wszyscy będą obserwować pojedynek. Poszłam do szatni i przebrałam się. Związałam włosy w kucyk i zrobiłam parę podskoków. 
-No to zaczynamy zabawę- powiedziałam do siebie i wyszłam. 
Zaczęłam szukać Karla, ale wtedy podeszły do mnie dziewczyny, chyba z klasy.
-Hej, my się nie znamy, jestem Alice- blondynka, którą oblał Eric przedstawiła się -A to moje koleżanki, Selina i April.
-Cześć- Selina pomachała mi
-Hejka- uśmiechnęła się April 
Selina to córka Hawkey'a, poznałam po łuku i stroju, Alice jest z Fantastycznej Czwórki, a April... Córka Connorsa. Ale nic do niej nie mam, dziewczyna wydaje się być okej. No czas się przedstawić.
-A ja Amai, miło was poznać- rzuciłam
-Jak będziesz się tłukła z Lokisonem to przylej mu ode mnie, zgoda?- Alice skrzyżowała ręce na piersi
-Pewnie, dostanie mu się- odparłam
Nagle zobaczyłam Karla, który rozmawiał z jakąś śliczną blondynką z zieloną peleryną. Chyba też od nas z klasy. 
-Kto to?- zapytałam dziewczyn
-To Natalie Von Doom. Dziewczyna podobno nie lubi rozmawiać z ludźmi, którzy nie są bohaterami- poinformowała mnie April
-Aha... - mruknęłam i przyjrzałam się jej znowu.
Że co? Nie lubi zwyczajnych ludzi? Też coś, ale ma wymagania.
-Dzięki za wsparcie- musiałam iść trochę się rozgrzać, więc zostawiłam je..
Kiedy Natalie poszła, Karl poszedł z Thomasem na strzelnicę. odbiegłam do nich.
-O Amai, co za miła niespodzianka- ucieszył się Thomas
-Mnie też miło jet ciebie widzieć. Gdzie Karl?
-Strzela- Thomas machnął ręką pokazując mi go -Będziesz się tłukła z Lokisonem?
-No pewnie! Nie pierwszy raz, zresztą.
-Dobry jest?
-Żal mi to przyznać, ale nie jest zły. A Karl?- spytałam.
Thomas zrobił wielkie oczy.
-Amai, Karl jest świetny!
-Że co?- Karl wyszedł i zdjął słuchawki -Ale kto?
-Ty! 
-Co ja?
-Ech...-Thomas pokręcił głową -Amai się pyta czy dobrze walczysz.
-Gdyby dobrze nie walczył, to bym nie wyzywał nikogo na pojedynek- odparował Karl chowając jakiś pistolet. -A tak się składa, że załatwił bym tego barstrada raz na zawsze.
-Ale go nie zabijesz?- przeraziłam się, że Karl podejdzie, strzeli i wróci, a Erica już nie będzie.
-Nein, raczej by mi nie pozwolili. Ale go postraszę- Karl mrugnął znacząco i wyszedł.
Po jego odejściu, zwróciłam się do Thomasa.
-Zabije go?
-Haha! Niezła jesteś. Daj spokój, pewnie, że nie! Ale gdyby nie byli w szkole to nie wiem... Moja rada: Nigdy nie nabijaj się z nazistów i Red Skulla przy Karlu. On jest na to strasznie wyczulony. A najlepiej nie mów o nich w jego obecności, bo robi z ciebie wroga numer jeden.
-Dobrze wiedzieć- powiedziałam -Co u ciebie?
-U mnie? Ale co?- zdziwił się Thomas
-No, u rodziny- wymamrotałam. Byłam ciekawa jak żyje Thomas.
-Nic specjalnego, o Lokison już jest!
Dziwne... Dlaczego tak szybko zmienił temat? Później o tym pomyślę, teraz czas skopać komuś tyłek. Eric i Raymond już tam stali. Podeszłam tam i stanęłam obok Karla. 
-To jak walczymy księżniczko?- zapytałam Erica
-Tak jak chcemy. Wszyscy naraz- odpowiedział Lokison
-Tylko nie rycz jak przegrasz- uprzedziłam go
-Zobaczymy kto przegra- odciął się Eric
Czekałam na pierwszy ruch Lokisona. Ale oni tylko stali spokojnie. Wtedy niespodziewanie, Karl złapał Raya za rękę i przerzucił go przez ramię. Ray leżał na podłodze, a gdy próbował wstać, Karl podciął mu nogi i Raymond dalej leżał. Zachichotałam, widząc żałosne próby wstania chłopaka, ale Eric spróbował rzucić się na Karla. 
-O nie, tak łatwo nie będzie- mruknęłam i strzeliłam w niego siecią.
Zbyt wielkiej szkody mu to nie wyrządziło, ale spowolniło. Jednak Eric szybko zerwał z siebie sieć i rzucił wściekły.
-Chcesz się bawić na ostro?! Dobrze! Bawmy się na ostro!
Poczułam, że oplatają mnie jakieś sieci. Kiedy spróbowałam się wydostać, nie udało się. To było coś cholernie mocnego. Eric wpatrywał się we mnie zwycięsko, ale jego radość przerwał głos Karla.
-Wypuść ją, bo przestrzelę mu łeb na wylot- zagroził.
Karl trzymał Raya i przystawił mu pistolet do głowy. Uśmiechał się przy tym szyderczo.
-Nie odważysz się- prychnął Eric, ale jego wyraz twarzy mówił co innego. 
-Chcesz się przekonać?- zapytał Karl i strzelił w podłogę, tuż przy stopach Raya.
Poczułam, że sieci znikają i po chwili byłam wolna. Karl odepchnął od siebie Raymonda i schował pistolet. Wróciliśmy do poprzednich pozycji, ale było 1:0 dla nas. 
-Nieźle- powiedziałam do Karla
-Tak to się robi u nas- odpowiedział z uśmiechem -Padnij!
On odskoczył w bok, a ja upadłam na ziemię. Eric posłał w nas jakiś strumień ognia. Cholera, gdzie jest nauczyciel? pomyślałam, ale on sobie stał i flirtował z jakąś inną. Kretyn. Wstałam i spojrzałam na Erica i Karla. Karl przyciskał Erica do ziemi, a nad jego głową pojawiło się to samo wiadro, które i mnie oblało wodą. 
-Puść mnie, a może cię nie obleję- Lokison uśmiechnął się z wyższością.
-Chciałbyś- Karl jeszcze mocniej go docisnął -Przyznaj się do przegranej, a może cię puszczę.
-Jak chcesz- wiadro zaczęło się przechylać.
Wtedy Karl zrobił coś niesamowitego. Kiedy woda z wiadra zaczęła się wylewać, on błyskawicznie odskoczył od Erica i woda wylała się na niego. Parsknęłam śmiechem kiedy zobaczyłam mokrego Lokisona. Było na co popatrzeć. Ci, którzy obserwowali pojedynek, też się śmiali, a Thomas gwizdnął. Dostrzegłam w tłumie trochę znajomych twarzy, w tym Johna Rogersa. On i Karl chyba się nie lubili, ale teraz John bił brawo i śmiał się. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby ktoś tak upokorzył Lokisona. Raymond podszedł do Erica i coś mu szepnął, ale Eric warknął wściekle.
-Nie! To jeszcze nie koniec...
Znowu żelazne sieci nie oplotły i tym razem też Karla. 
-Walka skończona, dziękuję- Eric ukłonił się, już suchy, no tak, czarodziej i odszedł z Rayem. 
-Amai! Jak się z tego uwolnić?- zapytał Karl szamocząc się na wszystkie strony. 
-Nie mam pojęcia- odpowiedziałam i też się zaczęłam wiercić. 
Pomoc nadeszła szybciej niż się spodziewałam. Froseti był kuzynem Erica i chodził już tu drugi rok. Był synem Thora i nosił ze sobą jakiś duży miecz. Lubiłam go i znałam. Często był przy tym jak się kłóciłam z Lokisonem.
-Siemka Amai. Co, znowu się pokłóciłaś z Ericem? I nie tylko ty- zauważył Froseti.
-Pomożesz?- poprosiłam. Cóż, nie miałam wyjścia...
-Pewnie- Froseti wyjął miecz i przeciął nim sieci. Później podszedł do Karla i zrobił to samo.
 -Danke- powiedział Karl kiedy Froseti go uwolnił.
-Drobiazg- uśmiechnął się i poszedł.
Chciałam co powiedzieć do Karla, ale tamten krzyknął.
-Księżniczko, wracaj, nie skończyliśmy!
Eric zareagował natychmiast. Odwrócił się i chociaż Ray chciał żeby to sobie darowali, on wrócił.
-Co, znowu chcecie lanie?- spytał z wrednym uśmieszkiem.
-Nein- Karl kopnął go w brzuch, a ja go oplotłam siecią -Ty chcesz- dodał
Eric szybko pozbył się sieci i właśnie chciał znowu użyć magii, ale wtedy wkroczył nauczyciel.
-Co to ma być?- wrzasnął -Chcecie uwagę? Jak wy się zachowujecie na lekcji?!
-Weźmy pod uwagę, że lekcji nie było- wymamrotał Eric
-Lokison, uwaga! I wasza trojka też! Jak tak można?!- jeszcze trochę powrzeszczał i poszedł.
Spojrzeliśmy po sobie.
-To jeszcze nie koniec- powiedział cicho Eric
-Wiem- mruknęłam -Po tobie nie należy się spodziewać sojuszów.
Dzwonek. Weszłam do szatni i przebrałam się. Wychodząc, trafiłam na Karla.
-Dzięki za to, że pomogłeś mi walczyć z Lokisonem. Świetnie walczysz.
-E tam- uśmiechnął się Karl -Ty też jesteś dobra.
Ale wtedy podbiegła ta cała Natalie.
-Karl, jesteś genialny! Jeszcze tego nie widziałam, super!- cieszyła się -O hej, Amai.
-Hejka- kiwnęłam głową i poszłam na górę.
Oczywiście, dziewczyny były zachwycone  i rozpływały się nad tym, jak dobrze, że Eric dostał za swoje. Ale najlepsze było gdy...
-Amai, widziałem jak walczysz. Super. Ale musisz jeszcze trochę popracować- John podszedł do mnie - I tak świetnie sobie radzisz.
Trochę się podkochiwałam w Johnie. Był silny, uroczy i mądry. Syn Kapitana. Naprawdę, zależało mi na jego opinii.
-Dzięki John- podziękowałam mu, a on, odchodząc, uniósł kciuki do góry.
 Był remis, ale i tak wiedziałam, że byłam górą.